Forum dyskusyjne miłośników serialu "BrzydULA"
Nie jesteś zalogowany.
Strychnine i wstyd to antonimy, więc nie ściemniaj. Ciekawe z kim ja się wdałam w podobną dyskusję w opowiadniu jowi? ;p
Ale napiszesz jak było jakby co? Proszęęęęęę.
Ostatnio edytowany przez Śliwka (2009-10-24 19:56:05)
Offline
ann666 napisał:
Magda, mogę odpowiedzieć w Twoim imieniu? XD
Eee... Okej xD
Online
ann666 napisał:
Magda, mogę odpowiedzieć w Twoim imieniu? XD
Znaczy się ,że co że ty już wiesz jakby to było jakby Bobek Ci...?
Offline
Śliwka - Ty niewyżyta dziewczyno! No, ale właściwie...
Ann odpowiadaj!
Offline
Dasz_wiare przypominam ,że tu mamy czytać twoje opowiadania więc szybko wklejaj tą miniaturkę. Dla ann i jej głębokich przeżyć założy się ewentualnie nowy wątek
Offline
Tylko o to chodzi kurrteczka, że nie wiem jak zakończyć. Mam taką wenę, że nie wiem, tyle że na nowe rzeczy. Zaraz jeszcze pomyślę
Offline
Lubie opowiadania z narracją drugoosobową . Jesteś rewelacyjna wiesz o tym?? Opowiadanie piękne, czekam na kolejne...
Ostatnio edytowany przez IskraNadziei (2009-10-25 17:38:33)
Offline
Iskierko - dziękuję Czy wiem, że jestem rewelacyjna? Sądzę, że jest wiele innych pisarzy, którzy zasługują na ten przydomek bardziej niż ja, jednakże schlebia mi to
Offline
Bo miłość jest jak róża, piękna i bolesna.
Spoglądasz na kwiaty przyniesione przed chwilą do domu. Róże – twoje ulubione. Gdy odchodził, powiedział, że dopóki będzie mieć nadzieję, będzie przynosił ci codziennie rano jedną, krwistoczerwoną różę. Miała symbolizować jego miłość do ciebie. Miłość pełną bólu i wyrzeczeń. Nie wiesz, ile wydał już na nie pieniędzy. Na pewno dużo. Faktem było, że od roku każdego ranka na twojej wycieraczce leżał jeden taki kwiat. Zastanawiałaś się kiedyś, czemu nie chcesz tej miłości? Przecież on jest ideałem. Młody, przystojny, z dobrej rodziny. I szaleńczo w tobie zakochany. Czego chcieć więcej? Właściwie to sama nie wiesz. Niby nic do niego nie czujesz, ale… jednak serce zaczyna kołatać ci mocniej, gdy widzisz na swojej wycieraczce dowód jego miłości, nieustającej nadziei w dobre jutro. Cieszysz się, że jest na świecie taki ktoś, kto kocha cię miłością bezwarunkową. Lecz jutro coś się zmieni.
Wstajesz trochę później – jest sobota, dzień wolny od pracy. Po wykonaniu serii brzuszków i porannym prysznicu, schodzisz na dół, by po chwili otworzyć drzwi prowadzące na zewnątrz. Już się schylasz po kolejny prezent, gdy nagle zauważasz, że wycieraczka jest pusta! Nie zważając na swój niekompletny strój, zaczynasz szukać róży po całym podwórku. Jednak nigdzie jej nie ma. Zrezygnowana wchodzisz do domu. Próbujesz oszukać samą siebie, że przecież to nic nie znaczy, że to musiało się kiedyś skończyć. Lecz i tak co pięć minut wybiegasz sprawdzić, czy jednak nie przyszedł. Tak ci mija dzień, drugi, trzeci… Po tygodniu bez znaku od niego jedziesz sprawdzić, co się z nim dzieje. Przecież nie stracił nadziei, nie teraz! A jednak… Widzisz ich razem, jak idą przez park, WASZ park. On uśmiecha się do niej, opowiada o czymś z rozbawieniem. Głaszcze jej lekko zaokrąglony brzuch. Czyżby była w ciąży? Nie, nie możesz przyjąć tego do świadomości. Przecież ona nie jest nawet ładna. Jakieś marne, mysie ogonki, które mają służyć jako włosy, wory pod oczami, szarawa cera. Jest nierozwinięta w okolicach klatki piersiowej. A jednak sposób, w jaki on na nią spogląda, dotyka niewątpliwie świadczy o łączącym ich uczuciu. Po chwili przechodzą obok ciebie, nadal wpatrzeni w siebie nawzajem. Wcześniej nie mogłaś dopuścić do siebie myśli, że jednak w nim nadzieja już umarła. Teraz jego serce wypełnia miłość do kogoś innego. Do tej niepozornej blondyneczki, która nosi pod sercem jego dziecko. Jedna , pojedyncza łza spływa po twoim policzku. Łza bólu, goryczy. Żalu nad tym, co straciłaś bezpowrotnie. Dlaczego doceniamy miłość, dopiero gdy ją stracimy? Na to pytanie nie wymyślono jeszcze żadnej, racjonalnej odpowiedzi.
Wracasz do domu. Spoglądasz na róże – kilka dni temu świadczyły o dozgonnej miłości, teraz wwiercają nóż w serce. Uschły niepodlewane, tak jak uschło uczucie, które powoli zaczynałaś do niego żywić. Twoje życie traci sens, gdy wiesz, że nikomu nie zależy już, żebyś była uśmiechnięta. Twoje serce szaleje z rozpaczy, jednak nie pokazujesz tego. Zakładasz na twarz maskę pełną obojętności. Pamiętasz? Kiedyś nie mogłaś zrozumieć jego narzeczonej – zimnej, oschłej kobiety. Teraz sama nią jesteś.
Jednak pewnego dnia zasiane zostaje ziarnko nadziei. Wychodząc do pracy, potykasz się o różę. Piękną, krwistoczerwoną różę leżącą na twojej wycieraczce. Niepewnie pochylasz się… i wtedy dostrzegasz jeszcze coś. List. Pełna nadziei podnosisz kopertę i zaczynasz czytać.
Nigdy nie mów żegnaj,
to słowo ma silne znaczenie,
życz powodzenia,
może to szansa na ponowne odrodzenie.
Czas zagoi wszystkie rany,
oby nigdy się nie otworzyły,
bo wtedy zbyt silne pragnienie zemsty,
doprowadza do zguby.
Ile trzeba przeszkód pokonać,
by liczyć na ponowne spotkanie,
jak wiele musiało się zmienić,
by odejść w nieznane.
Nigdy nie mów żegnaj,
życz lepiej szerokiej drogi,
by to co dzisiaj gdzieś zgubiłaś,
ponownie do Ciebie wróciło.
Choć droga tak kręta,
kiedyś na jej końcu,
może czeka ponowne spotkanie,
w innym świetle.
Bezsilnie upuszczasz kartkę, która zaraz ląduje przy twoich stopach. Choć nie ma podpisu, wiesz, że to od niego. Pisze, żebyś nie mówiła „żegnaj”. Dla ciebie gra już skończona. Świat bezpowrotnie stracił swe kolory. Widzisz go w odcieniach szarości. Szarzy ludzie, szare słońce, szara kawa. Tylko to jedna, jedyna róża od niego, pozostała krwistoczerwona.
Ostatnio edytowany przez Króweczka (2009-11-02 14:31:17)
Offline