Forum dyskusyjne miłośników serialu "BrzydULA"
Nie jesteś zalogowany.
Taka mała kupa. Strasznie patetyczna i nijaka.
Enjoy xD
- Ty chyba żartujesz. - Dobrza?ski od kilkunastu dobrych minut siedział w gabinecie Sebastiana. W r?kach trzyma? model roweru, który zazwyczaj zdobi? biurko Olsza?skiego. Bawi? si? nim bezmy?lnie, kr?c?c nami?tnie peda?ami, nie?wiadomy przera?enia, jakie wywo?ywa? w przyjacielu. � Marek?
- Hmm? � mrukn?? m??czyzna, nie zmieniaj?c pozycji ani o milimetr, wci?? wlepiaj?c wzrok z rowerek.
- Ty mnie s?uchasz w og�le?
Marek podni�s? g?ow?. W jego oczach Seba nie dostrzeg? nawet cienia zainteresowania kontynuowaniem rozmowy.
- No s?ucham ci? przecie?... Powt�rz ostatnie zdanie.
- Spyta?em, czy ty ?artujesz.
- ?artuj? z czym?
- Z tym, ?e odpuszczasz. ?e si? poddajesz.
Dobrza?ski wsta? i odstawi? rowerek na blat. Niestety, nie przywi?za? do tej czynno?ci wystarczaj?co du?o uwagi i postawi? go na samym brzegu. Zabawka zachwia?a si? niebezpiecznie, po czym zsun??a si? i prawdopodobnie zako?czy?aby egzystencj?, gdyby nie Sebastian, kt�ry rzuci? si? do przodu z wyci?gni?t? r?k?. J?kn??, bo w kontakcie z tward? powierzchni? blatu i jakim? segregatorem obi? sobie kilka ?eber, ale zdo?a? chwyci? rower. Odetchn?? z ulg?.
- A, sorry � rzek? Marek, zarejestrowawszy poczynania przyjaciela. � Niechc?cy.
- Niewa?ne! � wrzasn?? Olsza?ski, pieczo?owicie odk?adaj?c model na miejsce. � Zada?em ci pytanie.
- Jakie? � spyta? znowu nieprzytomnym tonem Dobrza?ski, ale po chwili za?apa?. � A... No, nie ?artuj?.
- Stary, nie poznaj? ci? � przyzna? kadrowy. � Jeszcze wczoraj twoja determinacja by?a godna pozazdroszczenia, a entuzjazm i mi zacz?? si? udziela?. A teraz co?
- No co co? Przemy?la?em wszystko.
- I do jakich genialnych wniosk�w doszed?e??
- ?e tak b?dzie lepiej.
- Ciekawe dla kogo � prychn?? Seba. Marek nie wytrzyma?.
- Dla Uli! Dla Uli b?dzie lepiej!
Jego krzyk zainteresowa? Al?, kt�ra zmierza?a w?a?nie do gabinetu Sebastiana z jakimi? wyj?tkowo wa?nymi dokumentami. Postanowi?a jednak chwil? zaczeka? z wtargni?ciem do ?rodka, zakrad?a si? pod same drzwi i nadstawi?a uszu.
- Z kt�rej niby strony? � odpar? z pow?tpiewaniem w g?osie Olsza?ski.
- Z ka?dej, ale ty tego nie zrozumiesz.
- Bo ty mi tego nawet nie pr�bujesz wyja?ni?! � poskar?y? si? m??czyzna. � Wyt?umacz mi, a powiem ci, czy wnioski, do kt�rych doszed?e? trzymaj? si? kupy, czy powiniene? ju? i?? do Pshemko, ?eby skroi? ci ?adny kaftanik bezpiecze?stwa pod kolor oczu.
- Seba, czy ty nie widzisz, ?e ten ca?y Piotr jest lepszym kandydatem na partnera Uli? Czy nie rozumiesz, ?e b?dzie jej z nim lepiej?
- Nie, nie rozumiem � odrzek? pewnie Seba. � Przecie? ten ca?y po?al si? Bo?e doktorzyna jest nudny jak k?aki z klejem, jak by to Viola powiedzia?a... Nijaki, bez wyrazu, bez charakteru. A ty...
- ... a ja chyba nie potrafi? da? jej tego, na co zas?uguje. Tego, co, obok mi?o?ci samej w sobie, jest chyba najwa?niejsze.
- Czyli?
- Poczucia bezpiecze?stwa i stabilizacji. Zaufania. A Piotr ma tego pod dostatkiem.
- Daj spok�j! � Seba machn?? r?k?. � Wiesz co? Cho?by ten kardiolo?ek chcia?by jej to da?, nie s?dz?, by ona tego chcia?a. Ona go nie kocha.
- ?eby? si? nie zdziwi?.
- Nie, Marek. Ona nie jest taka. To nie ten typ. Taka to jak si? raz zakocha, to nie wyzb?dzie si? tego uczucia ot tak.
- Sranie w bani?...
- Nie mo?esz si? podda?. Nie mo?esz, z bardzo prostego powodu. Nie wytrzymam z tob? w takim stanie ani chwili d?u?ej.
***
- Marek! Marek, czekaj!
M??czyzna zatrzyma? si? nagle i obr�ci? si? na pi?cie. U?amek sekundy p�?niej sta? si? ofiar? kolizji, jako ?e Ula, kt�ra go wo?a?a, nie zd??y?a wyhamowa? i wpad?a na niego z ca?ym impetem.
- Hola, hola, wstrzymaj konie � rzek? m??czyzna, stawiaj?c pani? prezes na nogi. U?miechn??a si? szeroko, prezentuj?c swoje ?liczne, r�wne z?by. Marek mimowolnie si? wyszczerzy?, prezentuj?c do?eczki w policzkach.
- Wybacz, nie s?dzi?am, ?e zareagujesz tak szybko � wyja?ni?a. � Szukam ci? od rana.
- Widzisz ja si?, cholera, a od rana chowam � odpar? szybko, po czym oboje parskn?li ?miechem. Bardzo swobodnym, spontanicznym ?miechem. � W czym mog? ci pom�c? Zadzwoni? gdzie?? Skserowa? co?? Zrobi? ci kawy? Wymasowa? ci stopy?
- A wiesz, nie pogardzi?abym ma?ym masa?em, te obcasy mnie wyko?cz? � przyzna?a z rozbawieniem, opieraj?c si? o jego bark, by odci??y? bol?ce ko?czyny. � Ale ja z czym innym. � Marek dopiero w tym momencie dostrzeg? w jej r?ku jak?? ?nie?nobia?? kopert?. � To dla ciebie.
- ?ap�wka?! � wydusi? z siebie, teatralnie wyba?uszaj?c oczy.
- Nie. Zobacz.
Dobrza?ski spojrza? na kopert?. Na jej wierzchu widnia?o jego nazwisko, zapisane du?ym, kaligraficznym pismem. Odwr�ci? j?. Po plecach przeszed? mu dreszcz, a ?o??dek sprawia? wra?enie, jak gdyby wywin?? kozio?ka i nagle znikn??. Serce zacz??o mu wali? jak szalone.
Koperta zaklejona by?a ma??, pokryt? z?otym brokatem naklejk? przedstawiaj?c? dwie skrzy?owane ze sob? obr?czki. Przesun?? po niej palcem.
- Dz-dzi?kuj? � wymamrota? niewyra?nie.
- Nie otworzysz? � naciska?a Ula, nie?wiadoma uczu? i my?li, jakie k??bi?y si? w g?owie by?ego prezesa.
- N-nie... Znaczy... Nie teraz, musz?... Musz? i??... P�?niej przeczytam... Dzi?kuj? jeszcze raz.
Odwr�ci? si? plecami do ukochanej, wci?? nie odrywaj?c wzroku od koperty. Znikn?? za zakr?tem korytarza, zanim Ula zd??y?a zapyta?, co si? sta?o.
***
- To ju? koniec � powiedzia? grobowym tonem, wpadaj?c do gabinetu przyjaciela. Trzasn?? drzwiami i zapad? si? w fotelu naprzeciwko biurka.
- Te? si? ciesz?, ?e ci? widz?. Znowu � doda? z przek?sem. � Co tym razem ci? do mnie sprowadza? - Dobrza?ski milcza?. W odpowiedzi rzuci? jedynie mocno zmi?t? ju? kopert? na biurko przyjaciela. � Ooo, dosta?e?? Ja te?. Super, nie? B?dzie impreza.
- Czy? ty na g?ow? upad??! � wrzasn?? Marek, zrywaj?c si? na r�wnie nogi. � Mi tu si? ?wiat na g?ow? wali, a ty o imprezie pieprzysz?!
- Czekaj, ty nawet nie otworzy?e?... � zauwa?y? rezolutnie Seba, wzi?wszy kopert? do r?ki.
- A po choler? mia?em otwiera?? ?eby si? pop?aka? na ?rodku korytarza? � spyta? z ?alem Marek, sadowi?c si? ponownie w fotelu i chowaj?c twarz w d?oniach.
- A dlaczego mia?by? si? pop?aka?? Zaraz, czego? tu nie rozumiem... � Rozerwa? kopert? i rzuci? przyjacielowi zaproszenie. � Ty mo?e to najpierw przeczytaj, zanim w?asnor?cznie wyrwiesz sobie serce z rozpaczy.
Marek niech?tnie wzi?? do r?ki pi?kne, bardzo starannie wykonane zaproszenie na ?lub i przeczyta? jego tre??. Zamar?.
- Ala...? � spyta? w ko?cu, mrugaj?c energicznie. � I pan J�zef?
- A ty my?la?e?, ?e Ulka?
- Tak, ona mi to da?a! Wyda?o mi si? to raczej logicznym...
- No tak, Ala wysz?a, musia?a co? za?atwi? w zwi?zku z weselem. To ju? za tydzie?. Troch? p�?no si? za to zabrali, ale c�?... Kameralna impreza ma by? podobno.
Marek odetchn?? g??boko z ulg? i po chwili zacz?? si? ?mia?. Tym razem jeszcze mu si? upiek?o.
***
?lub by? bardzo skromny, ale r�wnie? bardzo wzruszaj?cy. W ko?ciele nie by?o ani jednej kobiety, kt�ra nie ociera?aby ukradkiem ?ez w chusteczk? higieniczn? lub, z braku chusteczki, o marynark? s?siada w ?awce. Marek my?lami nie by? jednak przy o?tarzu, nie ?ledzi? rytua?u udzielania zakochanej parze sakramentu. Wpatrywa? si? w co? zupe?nie innego, a raczej w kogo?. By?a to mianowicie kobieta, kt�ra z racji sprawowanej funkcji zajmowa?a miejsce tu? za pann? m?od?. Wymienia?a ona spojrzenia z Ma?kiem, kt�ry zosta? wybrany na ?wiadka przez pana J�zefa. Dobrza?ski po prostu nie m�g? oderwa? wzroku od Uli, ubranej w pi?kn? sukni? kolorem przypominaj?c? bezchmurne niebo. Upi?te w finezyjny spos�b w?osy podkre?la?y smuk?? szyj?, ozdobion? delikatn? bi?uteri?. Naturalny makija? nie przys?ania? jej dziewcz?cej urody. Marek walczy? sam ze sob?, by do niej nie podej?? i nie wzi?? jej w ramiona. Na ziemi? sprowadza? go jedynie siedz?cy nieopodal Piotr, kt�ry, podobnie jak on, nie spuszcza? Uli z oczu. Za ka?dym razem, gdy ich spojrzenia si? krzy?owa?y, obna?a? z?by i rzuca? lekarzowi pogardliwe spojrzenie.
***
- Marek, czy by?by? ?askaw poprosi? mnie do ta?ca?
- Jasne! � odpar? z rado?ci?, odstawiaj?c szklank? z jakim? trunkiem na st�? i podnosz?c si? z krzes?a. � A szanowny ma??onek nie b?dzie mia? nic przeciwko?
- Ma??onek obta?cowuje w?a?nie swoj? c�rk?.
Dobrza?ski omi�t? wzrokiem parkiet. Parskn?? ?miechem, gdy zobaczy? pana J�zefa z Beatk? w ramionach. Jej stopy znajdowa?y si? jakie? p�? metra nad ziemi?.
- A my?la?em, ?e chodzi o Ul?... � przyzna?, ujmuj?c d?o? Ali.
- Ula jest na zewn?trz, ?egna si? z Piotrem. Dosta? pilne wezwanie na dy?ur � wyja?ni?a nowa pani Cieplak.
- Aha. � Tylko na tyle by?o go sta?. Ta?czyli przez chwil? w zupe?nej ciszy.
- Marek � przerwa?a wreszcie milczenie kobieta. � Zata?cz z ni?, kiedy wr�ci. Zr�b to dla mnie � doda?a, kiedy zauwa?y?a, ?e m??czyzna ma ochot? zaprotestowa?.
- Ale po co?
- Mo?e jeszcze nie wszystko stracone.
M??czyzna spojrza? na ni? badawczo.
- Jako? do teraz ?y?em w przekonaniu, ?e kibicujesz temu pajacowi w kitlu.
- Zmieni?am zdanie, gdy w perfidny spos�b pods?ucha?am twoj? rozmow? z Sebastianem tydzie? temu. S?ucha?am bardzo uwa?nie i zrozumia?am, ?e ty naprawd? si? zmieni?e?. I ?e naprawd? j? kochasz � doda?a po kr�tkiej pauzie.
- Tak, kocham � westchn?? Marek, marszcz?c czo?o. � Tylko co z tego?
- A to, ?e ona i Piotr nigdy nie b?d? razem, bo ona go nie kocha. I nigdy nie pokocha.
- A co? Kole? ma jak?? wad? fabryczn?? � prychn??.
- Nie. Ula po prostu nie umie kocha? dw�ch facet�w jednocze?nie � wyja?ni?a, spogl?daj?c na niego wymownie. � Wr�ci?a. � Ala skin??a podbr�dkiem w stron? wej?cia. � Id? do niej.
Dobrza?ski nie bez wahania zacz?? si? przedziera? przez t?um. Gdy w ko?cu stan?? przed Ul?, sk?oni? si? przed ni? nisko i bez s?owa poda? jej d?o?, patrz?c jej g??boko w oczy. Mimowolnie sp?on??a rumie?cem i pozwoli?a porwa? si? do ta?ca.
- Pami?tasz nasz pierwszy wsp�lny taniec? � zapyta? beztrosko, przyciskaj?c j? mocno do siebie. Kiwn??a g?ow?.
- Pami?tam. Co ci si? nagle tak na wspominki zebra?o?
- Bez powodu. Po prostu wywo?ujesz u mnie mi?e wspomnienia.
- Tamto wspomnienie jest dla ciebie mi?e? � zdziwi?a si? dziewczyna. � Dla mnie jako? nieszczeg�lnie � sk?ama?a.
- Nie przesadzaj, nie by?o tak ?le � odpar?. � Zreszt? ka?de wspomnienie z tob? w roli g?�wnej jest dla mnie mi?e � powiedzia? rozmarzonym tonem. � Najpi?kniejsze. - Dziewczyna odwr�ci?a wzrok, ale nie wyrwa?a si? z jego obj??. � Ula, wiem, ?e wszystko spieprzy?em. Wiem, ?e nie zdo?am cofn?? czasu, by to naprawi?. Ale prosz? ci?... Nie, ja ci? b?agam o wybaczenie. Jestem ?wiadom tego, ?e ci? skrzywdzi?em. Z?ama?em ci serce, ale, wierz mi lub nie � chwyci? mocniej jej d?o? i umie?ci? j? na swojej klatce piersiowej, z kt�rej dobywa?o si? rytmiczne dudnienie - ty moje skrad?a?. I nie chc? go z powrotem.
Ula spojrza?a na niego i dostrzeg? w jej oczach mieni?ce si? jak diamenty ?zy. Otar? je opuszkami palc�w, zanim zd??y?y sp?yn?? na policzki.
- Marek, ja...
- Ula, ja nie wyobra?am sobie ?ycia bez ciebie, ale decyzja nale?y do ciebie. Je?li zechcesz, odejd? i ju? nigdy nie b?d? ci si? narzuca?, ale je?li...
Nie pozwoli?a mu doko?czy?. Ustami musn??a delikatnie jego wargi. Nie prosi? o wi?cej. Przytuli? j? i nie wypuszcza? z obj?? do ko?ca wieczoru. Nie by? nachalny. Bra? to, co ona mu dawa?a, nie domaga? si? wi?cej. Nie musia? � w zupe?no?ci mu wystarcza?o.
Ostatnio edytowany przez Strychnine (2016-11-04 20:05:34)
Offline
Rezerwuję! Strychnine, dzięki za cynk, że zakładasz nowy wątek Ale znając twoją wenę, to nieszybko coś nowego się pojawi...
A przechodząc do meritum - co to za idiotyczna nazwa wątku?
Opowiadanie jest cudowne i ty jedyna z takiego oklepanego jak plecy po masażu wątku potrafisz zrobić coś pięknego i do tego z humorem
– Wytłumacz mi, a powiem ci, czy wnioski, do których doszedłeś trzymają się kupy, czy powinieneś już iść do Pshemko, żeby skroił ci ładny kaftanik bezpieczeństwa pod kolor oczu.
Ryknęłam śmiechem przy tym fragmencie Jak i przy paru innych.
Ostatnio edytowany przez brzydulomaniaczka (2009-11-22 22:54:28)
Offline
Fajne, takie romantyczne
Offline
Strychnine napisał:
W rękach trzymał model roweru, który zazwyczaj zdobił biurko Olszańskiego.
Przypomniałaś mi... Ja chcę taki rowerek!
Strychnine napisał:
Bawił się nim bezmyślnie, kręcąc namiętnie pedałami,
Albo kręcąc namiętnie z pedałami, jak kto woli.
Strychnine napisał:
Jęknął, bo w kontakcie z twardą powierzchnią blatu i jakimś segregatorem obił sobie kilka żeber,
I tak nie było źle. Mógł obić sobie klejnoty.
Strychnine napisał:
- Ciekawe, dla kogo
ja bym to napisała bez przecinka
Strychnine napisał:
- Sranie w banię...
Romantyczne, dodajmy
Strychnine napisał:
Wymasować ci stopy?
Zaraz... Czy Ulka jest w ciąży?
Strychnine napisał:
Zniknął za zakrętem korytarza zanim Ula zdążyła zapytać, co się stało.
Zniknął za zakrętem korytarza, zanim Ula
Strychnine napisał:
- No tak, Ala wyszła, musiała coś załatwić w związku z weselem. To już za tydzień.
Hmmm.... Ala jest w ciąży?
Strychnine napisał:
- Aha.
A w myślach: Hura!
Strychnine napisał:
Koleś ma jakąś wadę fabryczną?
Tak. Ma jedno jajeczko.
Siostra, wiesz, że podobny motyw już gdzieś widziałam?
Ale ja nie wiem, z czym Ty do ludzi się pchasz. Do Klaudyny się nie umywasz nawet!
A tak poważnie - podobało mi się, ale nie tak, jak duże opowiadanie - ono jest zdecydowanie lepsze
Offline
Strychnine wróciła! Strychnine wróciła! Chyba urządzę imprezę Cudowna miniaturka, na końcówce się autentycznie wzruszyłam... Ahh... Jak ja kocham i ubóstwiam takiego Marka... Dlaczego nie ma czegoś takiego w serialu... Ciągle tylko ta rozlazła mamałyga
Przecież ten cały pożal się Boże doktorzyna jest nudny jak kłaki z klejem, jak by to Viola powiedziała... Nijaki, bez wyrazu, bez charakteru.
- Jakoś do teraz żyłem w przekonaniu, że kibicujesz temu pajacowi w kitlu.
Ubóstwiam takie teksty o głupim doktorku xD
- A po cholerę miałem otwierać? Żeby się popłakać na środku korytarza? – spytał z żalem Marek, sadowiąc się ponownie w fotelu i chowając twarz w dłoniach.
Gdyby Mareczek się popłakał, to ja bym weszła po kabelku do twojej minaturki, żeby go pocieszyć
BOSKIE!!! Chcę więcej
Offline
GinnyLFC napisał:
Strychnine wróciła! Strychnine wróciła!
Jak to wróciła? Przecież nigdzie nie odchodziła.
Offline
Ja nie ómiem pisać miniatórkuf, dlatego dzienkójem za miłe opinie xD
Offline
ann666 napisał:
GinnyLFC napisał:
Strychnine wróciła! Strychnine wróciła!
Jak to wróciła? Przecież nigdzie nie odchodziła.
Ale dawno nie było rozdziału Napisała coś
Chyba, że z moją ślepotą coś przegapiłam...
Offline
Kupą to jest to:
Strychnine napisał:
Taka mała kupa. Strasznie patetyczna i nijaka.
A reszta jest boska, jak Carmen i Tosca!!!
Ostatnio edytowany przez independent (2009-11-22 23:22:09)
Offline
No i coz tu napisac? Poplakalam sie Strychnine i tyle....
Offline